Mam przystawiony pistolet do głowy.
Osoba, która trzyma pistolet każe mi wybierać. Pyta mnie co chcę w życiu robić. Każe mi odpowiedzieć na pytanie: co jest celem Twojego życia?
Odpowiedziałem spokojnie, że chcę żyć długo i żeby dobrze mi się powodziło. Proste, nie?
Ale lufa broni palnej cały czas dotyka mojej skroni. Tym razem krzyczę:
Tak! Znam swój cel! Chcę żyć długo i żeby dobrze mi się powodziło!
Lufa pistoletu coraz bardziej uciska moją skroń. Ja pierdolę. Odpowiadam jaki jest cel mojego życia, a tu nadal ktoś chce mnie sprzątnąć. Po dłuższej chwili osoba mówi:
Super, chcesz długo żyć i żeby dobrze się powodziło. Ale powiedz jakie cierpienie wybierasz?
Oszalałem. Pomyślałem, że nie będę dyskutował na takie tematy!
Pierdolę to, strzelaj! Ja nie chcę cierpienia, chcę kurwa długiego i szczęśliwego życia!
Pistolet został mi przystawiony do głowy 10 lat temu. Przyzwyczaiłem się już do uczucia chłodnej lufy przy skroni. Czasami się buntowałem. Czasami dyskutowałem z osobnikiem (z chorobą? z Bogiem?). Ale jeszcze częściej go ignorowałem: uciekałem w rzeczy, które miały mi dać powodzenie w życiu. Skupiłem się na nich. Za wszelką cenę chciałem mieć kasę, bym mógł się poskładać (wyleczyć) w momencie, kiedy lufa wypali. W momencie, kiedy rzut stwardnienia rozsianego rozłoży mnie na łopatki.
Zarobiłem i wydałem masę pieniędzy na „zdrowie”. Im bardziej chciałem mieć więcej pieniędzy, tym bardziej ignorowałem pistolet, który został we mnie wycelowany. To był błąd. Ignorowane problemy rosną, później wybuchają ze zdwojoną siłą. Pytanie o to jakie cierpienie wybieram, pozostało bez konkretnej odpowiedzi.
Błądziłem. Leczyłem boreliozę uporczywą i długotrwałą metodą. Nie piłem alkoholu. Porzuciłem cukier oraz produkty z białej mąki. Starałem się zdrowo żyć – a to niestety niesie za sobą pewne cierpienie. Ale miałem nadzieję, że to się skończy i będę żył jak wszyscy. Myliłem się.
W poprzednim roku folgowałem sobie z pożywieniem oraz alkoholem. Mniej siebie szanowałem. Jednak wyniki rezonansu magnetycznego przypomniały mi, że od prawie 10 lat pistolet jest cały czas wycelowany w moją stronę. I wcale się nie oddala.
Po przeczytaniu wyników rezonansu magnetycznego oraz po wizycie u lekarz neurolog, która niemiłosiernie mnie wkurwiła, przypomniałem sobie o jednym, ale to zajebiście ważnym pytaniu, które przez ostatnie lata pozostało bez odpowiedzi.
Jak można tak żyć?
Pewnie się dziwisz, że można tak żyć przez 10 lat. Ze strachem, że pistolet wypali. Można. Większość ludzi tak żyje. Każdy na swój sposób ma przystawiony pistolet do głowy, bo musi odpowiedzieć na ważne pytania, a tego nie robi. Ignorujemy problemy i strach, który się z nimi wiąże. Cierpienie zagłuszamy za pomocą alkoholu, pracy, zarabianiem pieniędzy, seksu, gier czy hazardu. To nie jest dobre rozwiązanie.
Czy wiesz, kiedy poczułem, że pistolet odsunął się od mojej głowy?
Wtedy, kiedy zdecydowałem i wziąłem odpowiedzialność za cierpienie, które WYBIERAM! Wybrałem cierpienie i pojawiła się nadzieja. Nadzieja odsunęła ten pistolet. Już dwukrotnie w ciągu ostatnich 10 lat!
Kiedyś mój kolega powiedział, że ja muszę się kontrolować, trzymać dietę, porzucić alkohol. No nie, nie muszę! Ja to wybieram, ja wybieram cierpienie, które związane jest z utrzymaniem, dobrego stanu zdrowia. Idąc tą drogą, często idę po omacku. Nie wiem, co zadziała, ale się uczę i staram się inspirować innymi ludźmi.
Objaśniam jakie cierpienie wybieram:
- Ścisła dieta eliminacyjna.
Dla wielu oznacza ona katowanie siebie. Może nie katowanie ciała, ale własnego ja, własnego „ego”. Bo przecież jak mogę sobie odmówić ciasta, które zrobiła babcia, albo jak nie zjeść pizzy, kiedy odwiedzasz Włochy. Można. Wybieram cierpienie, ponieważ wybrałem, by pewnych produktów nie jeść. Następne wpisy na blogu będą opisywały różne naturalne sposoby leczenia stwardnienia rozsianego i innych chorób autoimmunologicznych.
- Joga.
Są one często ponad moje siły. Psychiczne. Przez pierwsze miesiące jak zacząłem praktykować jogę, to moje ciało bardzo się buntowało i trzęsło.
Ćwiczenia jogi wprowadzają ciało i umysł w stan napięcia i zestresowania. Ale po to wprowadzasz się w ten stan kontrolowanego napięcia by później poczuć ulgę.
Kiedy przez półtorej godziny ćwiczę ciało i umysł za pomocą jogi, kiedy panuję nad układem nerwowym, który się buntuję to właśnie wtedy wybieram cierpienie! Na koniec zajęć jogi zawsze jest „leżakowanie”, tzw. medytacja lub relaks. Po prostu leżysz na podłodze. Niesamowite uczycie. Wybrałem cierpienie, które daje ostatecznie prowadzi do ulgi i przyczynia się do długiego życia.
- Bieganie, ćwiczenia fizyczne.
Wybieram to cierpienie: pot, uczucie wyczerpania oraz logistykę z tym związaną.
- Rozmowy na bardzo trudne sprawy. Jeżeli chcesz mieć bogaty i opary na zaufaniu związek trudne rozmowy są nieuniknione. Jeżeli chcesz być przyjacielem dla samego siebie to musisz odkopać i naprawić wiele problemów, które nagromadziły się w tobie przez ostatnie lata. Niekoniecznie z twojej winy.
Nie twierdzę, że trzymam się zawsze twardo. Czasami jest ciężko, ponieważ dopadają mnie objawy choroby, których nie widać. Staram się nie oszukiwać samego siebie i iść wyznaczoną drogą. Bez wymówek.
Hej M
Cierpienie wymaga odwagi …
Jesteś bardzo odważny i waleczny
Twarda sztuka z Ciebie 🙂 Ja się mogę uczyć od Ciebie dzięki że się dzielisz swoimi odczuciami Cierpienie omija tych co nie mają uczuć ale weź to ogarnij nie zmienię siebie bo coś mnie dopadło dlatego mi trudno się z tym pogodzić trzeba uważać bo cierpienie ma swoje granice …
Ps pomaga mi tw blog i mój nowy przyjaciel kt bardzo lubi się przytulać i bawić dwie rzeczy kt lubię naj bardziej 🙂 🙂 🙂
Pozdrawiam O